Stephenie Meyer- Nastolatka w średnim wieku
Gospodyni domowa z Arizony, matka trójki dzieci, abstynentka i mormonka, napisała powieść o miłości trzynastolatki i... wampira. Naiwne? Być może. Kiczowate? Trochę. Ale Zmierzch (jego filmowa wersja wchodzi do kin) zrobił tak wielka furorę wśród nastolatek, ze Stephenie Meyer trafiła na listę najbardziej wpływowych kobiet świata.
Lipiec ubiegłego roku. Do księgarń trafia Harry Potter i insygnia śmierci J.K. Rowling. Konsternacja: książka nie sprzedaje się tak dobrze, jak się spodziewano. Na pierwszym miejscu amerykańskiej listy bestsellerów znajduje się Księżyc w nowiu, druga powieść 34-letniej Stephenie Meyer. Kim jest autorka? Dziennikarze trafiają na jej ślad w Phoenix w Arizonie. W domu przypominającym meksykańską hacjendę, z kaktusami w ogrodzie Meyer mieszka z mężem Christianem i trzema synami.
Wcześniej nie zajmowała się twórczością, no, może poza ozdabianiem ramek rodzinnych fotografi i i projektowaniem kostiumów na Halloween. Praca? Posada recepcjonistki w agencji nieruchomości. Czerwiec 2005. Meyer ma wyrazisty sen: piękny chłopak i dziewczyna przeciętnej urody stoją na łące i rozmawiają. Jest w tym romantyzm. I niebezpieczeństwo, bo chłopak okazuje się... wampirem. Mimo że dziewczyna może stracić życie, chce być blisko ukochanego. Rano Meyer postanawia opisać swój sen. Zapisuje dziesięć kartek. Robi dzieciom śniadanie i odwozi je na lekcję pływania. Gdy wraca, pisze dalej.
– Wiem, że to brzmi jak tani chwyt marketingowy. Ale byłam ciekawa, co wydarzy się dalej. Czy taka niemożliwa miłość ma sens? – mówi Meyer. Pracuje w nocy, ze słuchawkami na uszach, przy dźwiękach progresywnego rocka. W ten sposób powstaje Zmierzch, historia miłości śmiertelniczki Belli i wampira o imieniu Edward. Gdy książka jest gotowa, Meyer wysyła ją do piętnastu wydawnictw. Tylko z jednego, Writers House, otrzymuje pozytywną odpowiedź. Szef firmy proponuje autorce podpisanie umowy na 750 tysięcy dolarów...
To początek tej historii. A rozwinięcie? Do tej pory cała saga Meyer (Zmierzch, Księżyc w nowiu, Zaćmienie) sprzedała się w rekordowym nakładzie 25 milionów egzemplarzy. Do kin wchodzi właśnie ekranizacja Zmierzchu. Gdy premierę przesunięto o miesiąc, protest fanek spowodował, że zorganizowano specjalne pokazy przedpremierowe. Nastolatki prowadzą dyskusje na portalach, organizują spotkania pod hasłem "I love Edward". Ich matki założyły stronę TwilightMoms. Niektóre piszą swoje wersje wampirycznych opowieści. Meyer wspiera je w wysiłkach: "Cieszę się, że nie jestem jedyną trzydziestoletnią matką zafascynowaną nierealnymi opowieściami o wilkołakach". "Czy Stephenie Meyer jest nową J.K. Rowling?", pyta "Time". Retorycznie. Bo już umieścił ją na liście najbardziej wpływowych osób na świecie.
Twój STYL: W głębi duszy czuje się Pani nastolatką?
Stephenie Meyer: Gdy zaczęłam pisać Zmierzch, robiłam to dla siebie, nie dla nastoletnich dziewcząt. Zawsze uchodziłam za osobę bardzo dojrzałą. Wcześnie wyszłam za mąż, urodziłam dzieci. Może zbyt wcześnie? Już jako mężatka odkryłam, że ze szkolnych lat nigdy się nie wyrasta. Pozostają po nich bolesne doświadczenia, piękne emocje. I blizny.
TS: Pani blizna to...?
SM: Poczucie samotności. Byłam dziwaczką. I molem książkowym. Miałam niewielu przyjaciół. W dodatku uważałam ich za dużo lepszych od siebie. Rodzice nie okazywali mi zbyt dużo czułości, za to często odwoływali się do swojego autorytetu. Byłam święcie przekonana, że miłość musi być wymagająca, surowa.
TS: Trudna? Tak wyglądało Pani pierwsze miłosne zauroczenie?
SM: Zakochałam się w koledze ze szkoły, który złamał mi serce. Do dziś nie wiem, dlaczego mnie rzucił. I przyznam, że jego niejasne motywy nie dają mi spokoju. Trochę tej tajemniczości jest w postaci bohatera Zmierzchu Edwarda. Tyle że Edward jest bardziej wrażliwy niż mój ukochany.
TS: Prawdziwi mężczyźni mają niewiele wspólnego z Edwardem, który odgaduje każde życzenie swojej partnerki. Nie boi się Pani, że młode czytelniczki mogą mieć nierealne oczekiwania wobec związków?
SM: To prawda, nie ma mężczyzn doskonałych. Ale czy marzenia o miłości komuś przeszkadzają? Miałam wiele nierealistycznych oczekiwań: że poślubię księcia i będę mieszkać w pięknym zamku, że znajdę smocze jajo... Spędzałam mnóstwo czasu w świecie fantazji. Nie żałuję. To doskonały sposób na zachowanie równowagi psychicznej.
TS: Czym jest dla Pani miłość? Bajką? Codziennym byciem ze sobą?
SM: Wierzę w złożoność, różnorodność i "niepoczytalność" miłości. Szczęściarze kochają wiele razy, wielu ludzi, na tysiąc różnych sposobów. Moja miłość do męża jest zwyczajna, pozbawiona romantycznych uniesień. Ale oboje wiemy, że to związek na całe życie.
TS: Czy taki związek mają na myśli mormoni, mówiąc w swojej religii o "małżeństwie na wieczność"?
SM: Tak. Wierzymy nie tylko w to, że małżeństwo może trwać do końca życia, ale że może przetrwać po śmierci.
TS: W liberalnych czasach to mało popularne przekonanie...
SM: Być może. Dla mnie jako mormonki ważne jest pojęcie wolnej woli, panowania nad sobą. Jeśli pokocham kogoś z wzajemnością i zdecyduję się z nim być, co może mi w tym przeszkodzić? Zwłaszcza gdy na co dzień przestrzega się zasad ułatwiających wspólne życie. Jedną z nich jest brak nałogów. Ja i mój mąż nie pijemy alkoholu, nie palimy, trzymamy się z dala od hazardu, unikamy filmów, w których jest przemoc. Nie wyobrażam sobie jednak dnia bez dietetycznej coli, a to rodzaj uzależnienia.
TS: Silna wola, zasady... Ma Pani jakieś słabości?
SM: Mnóstwo. Najważniejszą z nich jest brak pewności siebie.
TS: Podobno nie uważa się Pani za pisarkę?
SM: Nazwałabym się raczej gawędziarką. Moje historie są przekonujące, ale ich forma mogłaby być bardziej dopracowana.
TS: W tych opowieściach jest mnóstwo uczuć: podziwu, przerażenia, zaskoczenia. Podchodzi Pani do życia emocjonalnie?
SM: Wręcz przeciwnie: jestem osobą pełną rezerwy. Ale gdy jest się młodym, trudno uniknąć egzaltacji. Wszystko przeżywa się po raz pierwszy.
TS: Kiedy poczuła Pani, że z gospodyni domowej stała się idolką?
SM: Gdy zaczęły się zgłaszać do mnie dziewczyny, które chciały rzucić dotychczasowe zajęcia, by sprzedawać kubki i T-shirty promujące moje książki. Gdy w oczekiwaniu na premierę filmu nastolatki koczowały w śpiworach przed kinami. Trudno pogodzić mi się z myślą, że mam tak duży wpływ na innych. Zwłaszcza że w naszym życiu nie zmieniło się tak wiele. Przeprowadziliśmy się jedynie do nowego domu, bliżej rodziców. Początkowo próbowałam pisać w gabinecie, za zamkniętymi drzwiami. Zamiast się skoncentrować, cały czas myślałam, co dzieje się z dziećmi. Teraz piszę w salonie, a wokół toczy się normalne rodzinne życie.
TS: Czym fascynują Panią wampiry?
SM: Tym, że nie muszą spać. I potrafią czytać w myślach.
TS: Pani nie czyta w myślach. Mimo to rozumie pragnienia kobiet.
SM: Każdej z nas przydarzyło się uczuciowe rozczarowanie. Kochałyśmy niewłaściwego mężczyznę. Poświęciłyśmy własne dobro. Ale moje książki nie są o frustracji. Raczej o ważnym marzeniu o miłości. Bo to jedyne uczucie, które pozwala nam zerwać z rutyną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz